czwartek, 29 lipca 2010

sobota, 24 lipca 2010

o zgnilakach część druga :)

Tym razem o rekinie ze specjalną dedykacją dla osobistego Tuv :)


Hákarl jest rekinem, najczęściej grenlandzkim.  Świeży zawiera szkodliwe kwasy nie można go więc jeść tak od razu. Islandczycy wymyślili na to sposób. Zakopują skubańca na kilka miesięcy poddając go tym samym fermentacji, a potem suszą. W trakcie tej fermentacji trujący kwas moczowy rozkłada się do amoniaku. W związku z tym gotowy rarytas wydaje bardzo mocny jego zapach. Suszenie odbywa się w wiatach, które chronią od słońca jednocześnie umożlwiając swobodny przepływ powietrza.




Niektórzy mówią, że hákarl smakuje jak przedojrzały ser. Wg mnie to nieprawda. Smakuje jak padlina rybna. I jest dla mnie nie jadalny. Mimo, że postąpiłam jak należy czyli popiłam do tego tradycyjną isladzką wódkę brennivin, to i tak biegłam to łazienki szybkim kłusem by pozbyć się tego smaku poprzez dokładne szorowanie zębów:)
Są jednak tacy którym nawet posmakował. I nie mówię o Islandczykach.
Na wypad do Polski wzięliśmy małe pudełeczko rekina i flaszkę brennivina. I każdego częstowaliśmy. Na balkonie lub całkiem na świeżym powietrzu, bo w domu wszystkie kwiatki by chyba zwiędły. Niektórzy przełykali w całości, niektórzy gryźli i pluli, a niektórzy, w tym jedna pani Krysia, dobierali kolejną kosteczkę. :) 
Dla mnie sam brennivin jest wielce szczególny i trudny do przełknięcia. W tłumaczeniu Brennivin, oznacza płonące wino, i często jest nazywany "czarną śmiercią". Czarna etykietka miała odstraszać potencjalnych zainteresowanych, co oczywiście się nie stało. W smaku przypomina bimber lukrecjowo, anyżowo, kminkowy. Mojej mamie smakowało.
Brennivin popija się by złagodzić smak hákarla.











W przeciwieństwie do skaty, hákarl jest podawany częściej niż raz do roku. Można go kupić prawie w każdym markecie, a napewno na rynku rybnym Kolaportid, czynnym tylko w weekendy. 
Brennivin można natomiast nabyć w jedynym słusznym sklepie Vinbudzie. Vinbud to sieć monopolowa, państwowa. Nigdzie, poza vinbudem, nie można kupić alkoholu. Ot taki folkor islandzki. 


A tu filmik o tym jak cudzoziemcy kosztują islandzkiego przysmaku :)






zdjęcia z sieci

poniedziałek, 19 lipca 2010

mniam .... czyli zgnilakach :) cz I

Tuv,, z opóżnieniem z powodu błąkania się po wyspie, spełniam Twoją chętkę na przysmaki islandzkie.


Na początek o skacie :)
Skata to płaszczka, całkiem ładna ryba. 
Islandczycy jedzą ją raz w roku - 23 grudnia.  Jest Dzień Św. Þorlákura (Þorláksmessa).
W święta nie jedzą oni ryb, poza tym wyjątkiem. Śmierdzącym wyjątkiem. 
Płaszczki łowią jesienią, i peklują. Słyszałam też, że zakopują. W każdym razie pod koniec listopada lub z początkiem grudnia zaczynają się ulatniać aromaty. Jeśli ktoś ma taką rybę w ogródku lub garażu to trudno koło takiego domu przejść. Tą zapeklowaną rybę pozostawia się bowiem do zgnicia. Przed świętami, jest ona gotowana w wodzie po jagnięcinie. Smród unoszący się w trakcie obróbki cieplnej wygania kucharza z domu na ogródek lub do garażu i każe gotować na sprzęcie turystycznym. 
Podaje się ją z ziemniakami, polaną skarkami i tłuszczem owczym.





 Nigdy nie miałam przyjemności skosztować tego rarytasu, za to miałam okazję go poczuć. Sklep polski w moim mieście znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie sklepu rybnego, więc drogę z parkingu do sklepu pokonujemy (przed świętami) biegiem. Poza tym 23 grudnia, to bardzo gorący czas w kwiaciarni. Jest to dzień gdy kwiaciarnie są otwarte dużo dłużej, gdyż klienci przychodzą po spóżnione stroiki, prezenty i proszą o ich pakowanie. Dla mnie jest to jeden z cięższych dni w pracy. Nie jest ciężki w związku z dużą ilością pracy. Ciężko, bo klientom tak przeokropnie śmierdzi z paszcz, że ciężko ustać za ladą. I nie ma znaczenia czy coś mówią czy nie. Poprostu śmierdzą i to przez wiele godzin.


cdn...








zdjęcia z netu

sobota, 10 lipca 2010

kilka tygodni temu na Wyspie :)

Kilka tygodni temu pojechaliśmy do miejsc dawniej zalanych lawą. I takie cuda znaleźliśmy. 
To był początek islandzkiego lata więc jeszcze szarości się pojawiają.











W środku lasu (lasku) jest grób




                                        


a tu, zdaje się, leży koń

drugi grób w sąsiedztwie konia i jego właścieciela


islandzka myśl przeciwpożarowa :)
dodam, że ta wiata jest ma dach z dziurą kominową, do palenia ogniska po środku
pewno jednak się bano, że w środku to się spalić może

na Islandii jest całokowity zakaz palenia ognisk, trzeba mieć zgodę straży pożarnej i należy im podać dokładny czas i miejsce gdzie będzie się paliło - no to chyba strach jest o islandzkie
lasy i bory ;)


Toaleta w środku lasku, obok wiaty ogniskowej.
Jak widać przystosowana dla inwalidów - strasznej głupawki tam dostałam :)



z toaletą czy bez, z ogniem czy bez.... piękna ta kraina jest
rym cym cym
:)