piątek, 15 stycznia 2010

Przejaśnia się nadal

Już trochę dłużej jest widno i trochę krócej ciemno. Ot odkrywczo się napisało.
Dziś jestem odkrywcza wielce. Okryłam, że Daisy pisze nie od wczoraj. Czyli że przegapiłam 4 (cztery) lata. Weszłam tu sobie dziś z zamiarem napisania o przejaśnianiu, a wsiąkłam w Daisowo. Przeczytałam ciurkiem jak leci aż o połowy 2009. miałam nawet chęć napisać zażalenie, że braki wykryłam w wątkach, ale poraz kolejny odkrywcza moc mnie dopadła, że prawa do zażaleń nie posiadam. W przełknięciu tego pomógł mi bimber z sokiem pomidorowym.

U nas nadal się przejaśnia. Jest trochę jaśniej :)

Choinka już sobie poszła, a raczej odskakała. Bo tu taki zwyczaj, że wszyscy choinki wywalają na ulicę a potem służby je sprzątają. My z NieWikingiem to jednak mamy polskość pod skórą bo choinkę wynieśliśmy pod osłoną nocy, coby nas nikt za zaśmiecanie nie złapał. NW ubrał się na czarno coby go widać nie było. Ja wystąpiłam w białej piżamie w niebieskie gwiazdki, czarnych nowych (hurrra) martensach, w kremowej kurtce letniego wypasu i czapie ruskiej. Jak mnie NW zobaczył to stwierdził, że na mózg mi coś poszkodziło i że nawet Tubylcy by paszcze rozdziawili na ten mój strój wyjściowy. Więc wyszliśmy połowicznie tajni, z ususzoną choinką w garści. Wiatr nas pchał (wiało z 50km na godz), szliśmy prawie biegiem, śmiejąc się, że powtarzamy ten sam numer co w zeszłym roku z tą róznicą, że tym razem ja mało tajnie się odziałam. Doszliśmy do miejsca porzucenia. NW podrzucił koleżankę choinkę a ona zamiast spaść i leżeć poleciałaaaaaaaa odbijając się co kilka metrów i dalej frrrruuuu. Trochę mi żal było drapaka a NW ... kwiczał. Po prostu kwiczał. Ze śmiechu. Tajność więc całkiem wzięła w łeb bo biegliśmy za tym podskakującym "drzewem", co chwilę łamiąc się w pół i machając paluchami i pokazując sobie nawzajem latające drzewko świąteczne. Za nami Rude cwałowało i japę darło jak tylko Rude potrafi, czyli jakby był najnieszczęśliwszym kotem pod słońcem. Przebiegliśmy takim korowodem jakieś 600 metrów, choinek skęcił na podwórko sąsiada i utknął. NieWiking wbrew moim ostrzegawczym sykom poszedł na pomoc już ogołoconej choince, ta znów poleciała przez ulicę, przez rondo i za wał przeciw wiatrowy. NW wracał znów w skłonie .... ja zgubiłam czapkę, znaczy wiatr mi porwał, NW kwiczał, ja goniłam czapkę, Rude się darło. Tajna akcja. Na dodatek porysowałam na schodach nowego martensa!

Przejaśnia się
:)