Rozpoczął się dziwnym piątkiem. Rzeczy mało fajne działy się w mojej i NW pracy, na drodze, w domu... Wieczór okazał się przeciwwagą dla dnia.
Udaliśmy się do stolicy. Ukulturalniać się a raczej lekko dokształcać.
Muzeum Narodowe zrobiło niespodziankę dla Polonii i w związku z Nocą Muzeów zorganizowało oprowadzanie po swych włościach z polską przewodniczką. Przybyło nas dużo więcej niż się spodziewano. Pani przewodniczka bardzo się starała, momentami nawet traciła głos.
Między innymi opowiedziała historię Agnes Magnúsdóttir, ostatniej, w Islandii, osoby skazanej na śmierć i straconej.
"Agnes Magnúsdóttir, która razem z niejakim Friðrikiem Sigurðssonem została ścięta 12 stycznia 1830 roku w Vatnsdalshólar w okręgu Húnavatnssýsla. (łeb ucinać - ładnie to po islandzku brzmi - hálshöggva) - karę tę wymierzono za zabójstwo Nathana Ketilssona z Illugastaðir i Pétura Jónssona z Geitaskarð. (Warto dodać, że egzekucja ta była ostatnią, jakiej dokonano w Islandii. W jej miejscu stoi dziś kamień upamiętniający tamto tragiczne zdarzenie. I zachowały się narzędzia straszliwe, przy użyciu których te dwie osoby wyprawiono na tamten świat)." - fragment z bloga Kiljan Halladorson.
Wiele już razy tu byliśmy. I mimo, że gdy zwiedza się samemu, bez grupy, to ogląda się dokładniej, wolniej to jednak z panią przewodniczką było jakoś pełniej. Wskazała nam te rzeczy, na które nigdy nie patrzyliśmy. Albo były tak niepozorne, że zdawały się nie być ważnymi, albo w ogóle nie rzucały nam się w oczy.
Potem pojechaliśmy na poszukiwanie Muzeum Penisów, które zostało przeniesione z północy do Reykjaviku. Nie znaleźliśmy. Cieszy mnie to :)
Sobota, cudnie leniwy poranek, który trwał aż do 14tej. ;)
Śniadanie w łóżku, jedne oko na książce drugie na ścianie.
Od kwietnia zeszłego roku kocham naszą ścianę w sypialni. Miłością darzę ją jednostronną, ale mi to nie przeszkadza. Kochanie to polega na tym, że się w tę ścianę wgapiam. A wgapiam się bo takie coś co wisi nad moją głową i leciutko buczy, rzuca na tę ścianę obraz. I tym sposobem, nie mając telewizora, mam w sypialni własne kino. Od jakiegoś czasu jesteśmy w bondowym ciągu i oglądamy wszystkie Bondy od początku.
Książka, która chwilowo podkrada ścianie moją atencję, to "Nasz mały PRL". Na początku jakoś się wgryźć nie mogłam a teraz już leceeeę.
O 14tej nastąpiło gwałtowne zerwanie się z łoża i pęd ku zrobieniu się na ludzia. Jak już jako tako się udało, to samotnie udałam się ukulturalniać sztuką chyba wyższą. Nie chyba. Zdecydowanie wyższą.
Był to koncert jednej z moich klientek. Zdaje mi się, że ten koncert był równoznaczny z egzaminem końcowym. Nie mam pewności.
Spóźniłam się oczywiście. Pod drzwiami odczekałam aż skończyła jeden utwór, w przerwie przed kolejnym dostrzegł mnie mąż Jeleny i zaprosił na salę. Wszystkie miejsca zajęte oprócz pierwszego rzędu. Siadłam więc jak gwiazda :) Było to genialnym posunięciem. Każdy mógł zobaczyć jak ta Polka z kwiaciarni siedzi na występie i ryczy. Jelena kilka razy zerknęła, ale moje wycie chyba ją rozpraszało i utkwiła swój wzrok gdzieś w końcowych rzędach. Byłam kompletnie wgnieciona w krzesło. Nie wpadło mi nawet do głowy uwiecznić na zdjęciu śpiewającej Jeleny. Gapiłam się na artystkę, na kompozycję kwiatową, którą robiłam na ten koncert. Cieszyłam się, że posłuchałam instynktu i użyłam różowych i białych kwiatów, które złamałam fioletem zatrwianem. Jelena miała różową suknię! A dyrektor szkoły muzycznej jak zamawiał kwiaty, to mówił że jakiekolwiek mogą być ;)
No i wyłam.
Jelena jest sopranistką. A ja nie spodziewałam się, że tego typu wykonanie i muzyka mogą zrobić ze mnie kompletną histeryczkę. Smarkać nie mogłam bo bym przeszkadzała, siorbać nosem też nie, z tych samych powodów. Siedziałam więc z teatralnie przytkniętą do nosa chusteczką i wyglądałam jak Rudolf. Robienie się na ludzia poszło fpistu.
Jelena jest ciekawą postacią. Urodzona w Rosji, wychowana w Niemczech. Mieszka w Islandii, ma męża Islandczyka, pracuje w przedszkolu a głos ma jak z nieba.
Takie zdjęcie znalazłam w necie.
Jelena śpiewała utwory Handla, Ingolfssona, Wolfa, Schuberta, Mozarta....
Nigdy nie sądziłam, że mogą mnie wzruszyć. Ciekawe czy to kwestia wieku, czy żywej muzyki, czy tego, że bardziej przeżywałam bo znam śpiewaczkę, czy też ona naprawdę ma anielski głos.
Po koncercie szybko się ulotniłam, po drodze błyskawicznie ściskając Jelenę.
W samochodzie puściły hamulce i dałam prywatny koncert i arię. :)
Czy jestem bardzo nienormalna?
Dla równowagi, sobotni wieczór nie odbył się przy dźwiękach muzyki poważnej.
W Reykjaviku odbywały się brazylijskie "ostatki". Brazylijska znajoma nas zaprosiła.
Impreza była zorganizowana przez Stowarzyszenie Brazylijskie w Islandii.
Było jedzenie, Brazylijki, tańce, Brazylijki, capoeira, występy, Brazylijczycy, tańce, piwo, Brazylijki, tańce, tańczące Brazylijki, desery brazylijskie, występy Brazylijek, były też Brazylijki i my też byliśmy i umówmy się... tańczyliśmy. No ale my jesteśmy Europejczycy, więc można nam wybaczyć ten nietakt w obliczu Brazylijek!
Pięknie było. Piękne te panie z Brazylii ;) Nikogo nie znaliśmy oprócz jednej osoby a po godzinie, mimo tego, że z nikim nie rozmawialiśmy, czuliśmy się jakbyśmy wszystkich znali. Wytańczyłam się za wszystkie czasy a powszechnie znany jako nietańczący NieWiking tańczył stale z trwałym uśmiechem na twarzy. Hmmmm. ;)
Drogę do domu przespałam, pół niedzieli znowu w łóżku. Ściana, książka, śniadanie.
W okolicach 16tej zrobiło nam się żal czarno białego stwora i udaliśmy się na pierwszą w tym roku wycieczkę rowerową. Padał desz, było szaro i chłodno ale za to w oddali było widać góry. Czarno białe szalało, a mnie do dziś boli odwłok. Nic to, pięknie było!
Na zakończenie weekendu zapodaliśmy sobie rozrywkę filmową. Wbiło mnie znowu. Rzadko nie przysypiam na filmach. Tym razem, nawet po filmie, mimo później pory, spać mi się nie chciało.
Fajny weekend :)
3 komentarze:
Fajny :)
Lubię Tarantino to też sobie obejrzę.
Z kolei ja polecam Nietykalnych. Świetny, pozytywny film :)
Buziam :*
Widziałam Nietykalnych. Świetny :)
I też buziam :*
Też mam oczy na mokrym miejscu i potrafię się wzruszyć w najmniej odpowiednim momencie. Ostatnio przeryczałam cały film "Niemożliwe", wyszłam z kina czerwona, spuchnięta, ze strzępkami chusteczki na rzęsach. No i co na to poradzę, taki typ ze mnie.
A film Django bardzo mi się podobał. Tym bardziej, że niewolnictwo zawsze wstrząsa mną do głębi i budzi ogromną odrazę. Widziałaś Apocalypto? Wspaniały.
Prześlij komentarz