powiedziec zem bandytka.
W dniu przedwczorajszym (lepsze to niz "dzien dzisiejszy") z powodu tarki do sera znajdujacej w zmywarce, umyslilam sobie, ze makaron bedzie lepszy z serem zoltym nie tartym acz krojonym. No i kroilam ten ser. Niewiking opowiadal o Peru, Tyminskim i... Cejrowskim....ja sie w tym Peru znalazlam .....ale szybko powrocilam z okrzykiem "kurwa mac!!!". Biegiem do lazienki.... to jest czas na ochloniecie, ten bieg znaczy. Woda zimna...kolejna kurwa poleciala, zerkniecie na palca... o kurwa!!, w tle okrzyki "co zrobilas, co zrobilas??". Biegiem na balkon, sprintem do lazienki, biegiem na kanape, klusem na balkon. Po takim lekkoatletycznym sporcie mowie ze palca upieprzylam, na co moj malzonek mowi: "nie panikuj". A ja wiem, ze jeszcze nie panikuje wiec mowie: "nie panikuje... ale kurwa boli". Moje bluzgi ograniczyly sie do dwoch slow w kolko powtarzanych, jakbym slabo sie wyedukowala w tej materii. Jeszcze pare sprintow zrobilam i pokazalam palucha...z tym, ze nic nie mogl zobaczyc moj biedny Maz bo mu tylko machalam tym palcem i nie dalam dotknac. Krew sie lala ze i tak nic by nie zobaczyl.
Znowu balkon, znowu kanapa... Niewiking szuka plasterkow. Ja sie dre "czys Ty zwariowal ! zadnych plastrow!" Na pogotowie jedziemy. A jak ja mowie pogotowie to znak, ze zle jest. No i maz sie opamietal, choc on i tak spokojny jest, i mowi "pokaz". Tym razem popatrzyl i fakt okazalo sie ze brakuje kawal paznokcia z miechem. Rzucilismy sie na deske do krojenia w poszukiwaniu tej brakujacej czesci. Nie ma! Cholera jakim cudem?! Lewa reka w purpurowym reczniku kuchennym a prawa makaron wywala na sitko. Maz szuka plasterkow znowu.
Nakazalam telefon do znajomej pielegniarki, ktora nie odbierala. Jednak w koncu jakos ja dopadlismy w szpitalu...zaprowadzila nas na dol do "emergency", a tam pani w okieneczku mowi, ze mam zaplacic 4 tys koron za pana doktora. Kolezanka mowi, ze poco najpierw niech on spojrzy czy wogole interwencja jest potrzebna. Jak bedzie potrzebna to wtedy zaplacimy. Bo tu taki system jest, ze sie placi i juz. No i ruszyla po tego dochtora... przeleciala 3 razy obok nas i nic. W koncu mowi, ze nie ma...poszedl. Nastepny bedzie za godzine ..poltorej. Nawet mnie wkurw nie zlapal tylko sie ucieszylam, ze to nie z zawalem przyjechalam na to emergency i nie z calym palcem odrabanym a jedynie opuszkiem. Zabrala nas na gore na swoj oddzial staruszkowy, palca zalala czyms tam, cos tam przylozyla, zakleila, poglaskala i uspokoila.
Pani w okienku nawet okiem nie mrugnela jak wychodzilismy tylko niewinnym glosem zapytala: "a co, no doctor?" ...wrrrr no doctor, kuzwa mac.
No i siedze sobie z paluszkiem pod kontrola mezowska, nic nie puchnie, nie boli az tak mocno, tylko gowniano sie pisze.
Nie za duzo moge robic po lekkie nawet stukniecie w palucha chocby wiszacym recznikiem powoduje pot na plecach. Swieta wiec beda skromne, malo posprzatane, jeszcze mniej niz mialam w planach. I problem z glowy :)
a kawal palca sie odnalazl :) malutki taki biedaczek
rabanka
3 komentarze:
Aż mi ciarki po plecach przeszły. brrrrr horror taki znaczy sie wydarzył.Oj biednaś Ty. Ale tych świąt nieposprzątanych to Ci zazdraszczam....Ja lubie święta ale tego pucowania chałupy nie znoszę !
e tam horror :) horrorek :)
zyje i goi sie. A porzadki to chyba jednak troche ... no co porobie z lapa w gorze :)
Super:) paluszek i glowka to byla szkolna wymowka. A Tobie nawet teraz sie przydal. Ja querwa nie rozumiem tej nagonki sprzatania na swieta...znaczy sie co?? gdyby nie swieta to by ludziska brudem zarosli???
Aaaa zalinkowalam Cie u siebie, to lepiej nie rob mi numerow tylko pisz;))
Prześlij komentarz