Barania Wyspa ciemnieje. To co zielone -niewiele tego- brązowieje, żółknie i szarzeje.
Barany i konie, całe szczęście, kolorów nie zmieniają. Konie nabierają ciała oraz futra. Będą biadaki całą zimę stały jak te spinacze i żuły kiszonkę.
Spinaczami nazwała je moja ukochana MM. One faktycznie stoją, godzinami się nie ruszają i sprawiają wrażenie jakby jeden kawałek pola lawowego ciałem swym łączyły z drugim.
Wraz z szarzeniem wyspy, niebo nad nią robi sobie, coraz częściej i śmielej neonowe makijaże. Jednej nocy delikatnie, innej jakby wybierało się na imprezę w stylu lat 80tych.
I dobrze, niech baluje.
Ja też pomaluję coś, ale w kuchni. Egzotycznie i ostro. A niech się dzieje.
Kimchi.
:)
Tak, tak. Podłogo ma.
Moja blogowa aplikacja poszła w kosmos. Ktoś ją wysadził podczas mojego niebywania.
Teraz ponownie zaprzyjaźniam się z app blogger, boszzz oporne obie my. No ale próbujemy.
:)