Można powiedzieć, że sama też zbaraniałam. Całe szczęście to jest uleczalne
Pomocne mogą być rzeczy następujące:
Oraz:
I takie:
A najbardziej to takie:
Sztorm, mróz i szarość trzeba kolorować kawą i Blondynką Na Językach ;)
Można powiedzieć, że sama też zbaraniałam. Całe szczęście to jest uleczalne
Pomocne mogą być rzeczy następujące:
Oraz:
I takie:
A najbardziej to takie:
Sztorm, mróz i szarość trzeba kolorować kawą i Blondynką Na Językach ;)
A jednak od kilku lat pomału wprowadzam zmiany, które się okazują po czasie "proekologicznymi".
A ja je wprowadzam bardziej z egoizmu, z małego wyboru, z ekonomii.
I tak od lat już używam ekologicznego płynu do prania. Na długi czas odstawiłam lenory, skoro suszarka i tak zmiękcza. Wracam jednak do nich gdy mi tęskno i używam minimalnych ilości. Raz na jakiś czas przepraszam się z cifem, ale staram się bardziej kumplować z sodą i octem.
Od lat też nie używam balsamów.
W pielęgnacji ciała wzięłam za przyjaciółkę oliwę z oliwek. Potem był olej kokosowy. Od kilku miesięcy związana jestem głębokim uczuciem z tłuszczem kokosowym. Z którego robię sobie balsamy.
Odstawiłam żele pod prysznic. Skończył mi się już zapas mydła z Aleppo, kupiłam polskie szare mydło, oraz zrobiłam sobie własne, które dojrzewa.
Od jakiegoś czasu stosuję olejowanie twarzy, które na kilka tygodni zdradziłam z mydłem i wracam z podkulonym ogonem. Poprawę widać od razu po pierwszym olejowaniu.
Łazienkę moją opuściły też szampony. NieWiking się z nimi pogniewał dawno temu. Ja sama od trzech tygodni szamponu w ręku nie miałam. Po mało fajnych, tłustych, dwóch tygodniach, zrobiło się nagle lepiej. Lepiej przy skórze, za to gorzej z resztą. Z pomocą przyszedł olej kokosowy na końcówki i myślę, że już tak na jakiś czas zostanie.
Nie o tym jednak chciałam. Szukając przepisu na mydło, uderzyłam po pomoc do produkującej fantastyczne mydła Soap Bakery. Dostałam od niej wiele wskazówek, za co chylę łepetynę w podziękowaniu. W wymienionych przez nią tłuszczach, którę mogę użyć był olej palmowy. Polecialam szukać, nie znalazłam. Spróbowałam więc w internecie i tam znalazłam blog, którego autorka pisze o metodach pozyskiwania tego tłuszczu. http://fellogen.blogspot.com/2012/08/olej-palmowy-czyli-o-okrucienstwie-w.html Włos się jeży, szlag trafia, bezsilność siły zżera.
Palmowego oleju w moim mydle więc nie będzie, nutella, i tak rzadki gość, zniknie całkiem.
Jak znikły batoniki, wafelki, ciasteczka sreczka. Wszystkie niezrobione przeze mnie. W nosie mam polskie słodycze zawalające cały wielki regał w Polskim sklepie, jeszcze bardziej w nosie mam islandzkie i inne milki srilki.m
A propos polskiego sklepu, zachodzę w głowę po co trzy kasze gryczane, pochodzące od różnych producentów. Ale każda jedna palona?! Czemu nie może być jednej, malutkiej, niesławnej kaszy nie prażonej?
Masło maślane mi wychodzi, mam budyń w głowie po przeczytaniu książce. Świadomość mikro kroczkami się poszerza, nie zawsze idąc wyznaczonym przeze mnie torem. Czego się jednak spodziewałam po książce o kobietach w Arabii. No więc budyń. I tłuszcz kakaowy.