poniedziałek, 30 września 2013

Zrobiłam sobie kolejną rzecz





Puder tym razem. Skończył mi się mój ukochany clinic (nie pamiętam jak się to pisze).
Wizja wydania prawie 10 tysięcy koron ugryzła mnie wystarczająco by poszukać czegoś innego.
I tak znalazłam przepis na puder z mąki ziemniaczanej i glinki. Miałam różową, zamówioną jakiś czas temu i nie używaną z braku pomysłów. Zmieszałem jeden do jednego. Pod wpływem mamy NW dodałam glinki, dla koloru.
Dumna jestem :)
Lubię bardzo. Puder sprawdza się świetnie, działa dłużej. Przyjemnie chłodzi. No i mam dychę na coś innego :)


Poza tym mieliśmy, poraz dwudziesty któryś w tym miesiącu, gościa.





Pralnia czeluścią jest! Jaskinią z zakamarkami. Można się gościć niezauważonym będąc do pierwszych smrodów. Nie chcieliśmy jednak gościa skazywać na samotność i postanowiliśmy (dobra, dobra... Piotrek nie MY) zaprosić spod pralki, lodówki tudzież spod koszy na pranie, na salony. Mysz jednak nieśmiały był. Narzucać się nie chciał i w zaparte szedł. No to żeby mu smutno nie było dostał towarzysza, który go przeca sam zaprosił a potem tak chamsko porzucił na korzyść miseczki i podusi. Przebywanie sam na sam z czarną bestią nie rozruszyło gościa ani na milimetr. Nadal tkwił w postanowieniu nie opuszczania pralni.W tym wypadku uznaliśmy to za brak wychowania. Należało gburowatego gościa siłą wyrzucić. Tak! Dość okupowania pralni, staropolska gościnność się dokonała, wyczerpała, skończyła. 
I tak najsamprzód wyszły z pralni wszystkie kosze na pranie, za nimi miski, wiadra, mopy, szmaty i skarby różniste. Potem miejsce pobytu zmieniła pralka z suszarką, następnie lodówka. Odkryły one mnogość innych gości pod postacią tzw kotów oraz mysza zajmującego miejsce za agregatem lodówki. Mysz ciężkim przypadkiem okazał się być bo nawet miotełka do kurzu go nie przegoniła. Tym razem Czarnej Bestii się udało. Gość pokazał poraz kolejny jak wdzięcznie się porusza. To samo uczynił Piotrek, polując nań w bokserkach i rękawicach roboczych made in China, sprzedawanych przez producenta polskiego w Islandii za cenę równowartą 100 koronom. 
Pojmany gość został wyproszony. 
Czarna Bestia za nieokrzesanie, zapraszanie gości bez wcześniejszego ustalenia z rodziną, za porzucanie gości oraz za pyskowanie, które nastąpiło po wyproszeniu Mysza otrzymał szlaban. Wielogodzinny. Ogłszono również godzinę policyjną do odwołania. 
Wyrok jest prawomocny.
Pralnia jest śliczna, czyściutka, poukładana :) można do niej gości zapraszać :) 


poniedziałek, 16 września 2013

Zrobiłam sobie


Balsam w kostce. :)

I jestem absolutnie zakochana w tym wynalazku.

Jakiś czas temu, na dziale ze zdrową żywnością, kupiłam masło kakaowe. Nie bardzo wiedziałam jak je wykorzystać, aż natknęłam się na balsamy w kostkach. Do ich produkcji najczęściej używa się wosku pszczelego. Nie miałam. Zaryzykowałam i zrobiłam z masła kakaowego oraz oliwy z oliwek. 

Balsam wyszedł lekko twardy, trzeba go chwilkę potrzymać w dłoni aby uwolnił swe moce. Moce są mocne i dają radę z moją skórą. 

Od dawna nie używam balsamów do ciała. W zamian stosowałam oliwę oraz, przez jakiś czas, olej kokosowy. Olej kokosowy fajny, ale wieczorem już czułam suchą skórę. Oliwę kocham nad życie i używam do mycia, nawilżania, natłuszczania, wygładzania, pilingowania. Miło jest jednak czasem coś zmienić poza marką oliwy :) 

No więc, balsam w kostce. Trzymam go w miseczce w łazience, zapasowe kostki w lodówce. Jest wygodnie złapać go i się natrzeć, nałożyć na twarz, wetrzeć w dłonie i stopy. Mam wrażenie, że albo podkreśla opaleniznę, albo lekuchno brązuje. 


Wczoraj zrobiłam sobie nowy z dodatkiem oleju kokosowego i oliwy, na bazie masła kakaowego. Pachnę jak ciastko. ;) 

Dodatek kawy to średnio dobry pomysł, kruszy się. 


Robi się łatwo. Rozpuszcza się składniki w kąpieli wodnej i przelewa do foremek. Tyle :)