czwartek, 26 listopada 2009

no i huk (hók, chuk, chók)

Miała być notka "ciąg dalszy" ale niestety zaraz po pierwszym, nastrój opadł to i wena opadła. Z serca wychodzi tylko w "momentach". No nic to, trudno się mówi.
Mam obawy blogowe, że "nie daj może" znajome Islandki śledzą mego bloga i sobie go tłumaczą w googlowym narzędziu. Powstrzymuje mnie to przed ulaniem, a to że googlowy tłumacz tłumaczy kiepsko to mnie nie pociesza bo jednak coś tłumaczy i można skumać. Musiałabym pisać slangiem, chyba.

No w każdym razie rzecz wygląda tak, że wnerwia mnie dużo rzeczy a wychodzi na to, że najbardziej wnerwia mnie to co się dzieje z powodu moich złych decyzji, albo złych reakcji, albo roztargnienia albo jeszcze innych wad ukrytych. Gwarancja na mnie się skończyła jakiś czas temu, więc nawet nie mam do kogo zażaleń pisać na taki bubel jak ja. Postanowiłam więc popracować nad osobowośią i szukam w necie, Ci ja Panie, o asertywności i takie tam. No i tylko wstępy są a potem to "kup książkę".

Chyba sobie bloga hasłowego utworze coby się wylać móć, ale nie chce mi się dwóch pilnować, poza tym na drugim tylko ulewałki by były......ehhhhh panie tego, tak źle i tak nie dobrze. A pan doktor dobrze prawił, jak na ból w szyi prozac zalecał.


Dla poprawy wyglądu notki się pochwalę, tym co z NieWikinkiem ukręciłam ostatnimi czasy.





















a na koniec mniam :)